Wartościowa konwersacja – to tak można?

Grupa znajomych siedzi przy dużym stole. Na pierwszym planie strunowy intrument muzyczny.

Jaki jest cel naszych rozmów? Można by ich wymienić całkiem sporo, zależnie od sytuacji. Szczerze nienawidząc rozległych wstępów przejdę od razu do sedna dzisiejszego wpisu, czyli rozmowy mającej miejsce podczas spotkania kumpli, bliższych znajomych lub rodziny. Jak mniemam celem takiego spotkania jest miłe spędzenie czasu w gronie osób, które generalnie lubimy (w skrajnych przypadkach przynajmniej większość z nich). Głównym środkiem do tego celu jest zwyczajowo rozmowa towarzyska, potencjalnie urozmaicona jakąś grą lub odrobiną specyfików żywnościowo-alkoholowych.

Tu należałoby postawić fundamentalne pytanie: czego oczekujemy od takiej rozmowy? Albo inaczej – jakie elementy powinna zawierać wartościowa konwersacja? Obawiam się niestety, iż przede wszystkim nie wiem jak większość osób odpowiedziałaby na to pytanie, a co gorsze mogą nie wiedzieć tego również oni, gdyż nigdy go sobie nie zadali. Opiszę zatem jedynie moje wyobrażenia na ten temat oraz wskażę kilka zaobserwowanych problemów.

Satysfakcjonująca mnie rozmowa we wskazanej wyżej sytuacji zawierałaby:

  1. Składnik humorystyczny – jego specyfika, ilość i natężenie zależne zwykle od stopnia zażyłości między uczestnikami (od lekkich żartobliwych wstawek do solidniejszych personalnych docinków i wszelakich wariacji).

  2. Informacje z życia rozmówców – chciałbym się dowiedzieć co nowego i interesującego wydarzyło się ostatnio u kogoś i czy ma jakieś ciekawe plany, pomysły, przemyślenia, a może problemy.

  3. Rozważenie paru istotnych spraw – no bo ileż można wytrzymać small talku i rozmów „o pogodzie”? Warto chyba wspólnie przez pewien czas zastanowić się nad jakimiś ważnymi sprawami dla nas jako społeczeństwa czy jednostki, czy dla zrozumienia świata lub codzienności. Nie musi to od razu dotyczyć życia i śmierci, a chociażby ciekawych tendencji, trendów, zaobserwowanych zachowań, nowinek z jakiejś dziedziny.

Czy stworzyłem jakiś kontrowersyjny lub nieosiągalny zestaw warunków? Nie wydaje mnie się. Dlaczego zatem niejednokrotnie tak trudno, aby na przestrzeni nawet całego popołudnia/wieczora uzyskać ową mieszankę? Na początku chciałbym wymienić dwie rzeczy, które usunę poza nawias moich rozważań.

Po pierwsze zdaję sobie sprawę, że idealna liczba rozmówców w grupie według badań naukowych to 4. Jest to kwestia istotna, ale często nie mamy na nią wpływu, gdyż siedzimy np. w 9 osób przy stole, chcąc wszyscy fajnie spędzić czas (nie będziemy się przecież specjalnie rozsiadać, a zresztą i tak naturalnie mogą nastąpić podziały na mniejsze grupki). Pomińmy to zatem i skupmy się na tym co kontrolowalne, czyli nas samych.

Nim to nastąpi jeszcze tylko drugi pomijalny przeze mnie czynnik – osobiste uwarunkowania. Jedni są bardziej rozmowni inni mniej. Niektórym żarty przychodzą łatwiej, innym trudniej. To samo tyczy się zdolności opowiadania o czymkolwiek. Każdy natomiast potrafi od czasu do czasu trafić jakimś śmiesznym czy celnym komentarzem i każdy jest w stanie sklecić kilka interesujących zdań na wybrany przez siebie temat. Zatem nie powinno to stanowić wielkiej wymówki. Działa to również w drugą stronę. Nikt nie ma patentu na śmieszne, mądre czy ciekawe wypowiedzi i każdemu zdarzy się absolutny suchar lub opowiastka, która może w głowie wyglądała na interesującą, ale po wypowiedzeniu okazała się raczej fatalna. Także nie ma się co załamywać, przynajmniej starało się dać coś od siebie.

Dobrze, ale skoro już tyle rzeczy pominęliśmy, to czy zostało jeszcze cokolwiek istotnego? Ano choćby ogólne nastawienie do spotkań. Zauważam przynajmniej 3 wywrotowe grupy postępowań obniżających na starcie prawdopodobieństwo na wartościowe spędzenie czasu.

W pierwszej wymieniłbym tych, którzy sprawiają wrażenie jakby wystarczało im nażreć się lub nachlać i niczego więcej nie oczekiwali. Stać nasz wspaniały gatunek chyba na coś więcej? Zadowalające dla drugiej jest zwykłe przebywanie w znanym gronie i ewentualne rozmowy o banałach i nudnych pierdoletach, niewartych nawet poświęcenia energii na myślenie o nich. „Przebywacze” mogą też po prostu cieszyć się chwilą, w której nie muszą przez moment walczyć z życiowymi obowiązkami, pracą etc. Tę przyczynę okazjonalnego stania się przebywaczem akurat byłbym w stanie zrozumieć. Na koniec moja ulubiona trzecia grupa. Kompletnie odmiennie identyfikuje ona sens spotkań towarzyskich; nie jest w stanie zauważyć efektów swoich działań lub nie potrafi zapanować nad swoją genetyką. Daje to efekt w postaci nadmiernej atencji ukierunkowanej na swoje lub czyjeś dzieciaczki i zwierzątka, skutecznie niszcząc w zarodku każdy zaczątek zawiązującej się dyskusji na inny temat.

Wniosek jest zapewne taki, że ja robię wszystko najlepiej a inni przeciwnie. Absolutnie tak nie uważam. Zakładam, że mój głupi żart nieintencjonalnie wykoleił niejedną dobrze zapowiadającą się konwersację, a innych grzeszków też pewnie mam kilka na sumieniu (możecie mi o tym powiedzieć przy następnej okazji, kto wie, może wytworzy się z tego jakiś ciekawy dyskurs?). Natomiast jeśli chodzi o moje podejście do rozmów, to zaiste mniemam, iż nie jest jakoś mocno chybione. Opiera się na dążeniu do spełnienia trzech wymienionych wcześniej warunków oraz przede wszystkim na faktycznym zainteresowaniu rozmówcami i ciekawości ich poglądów.

Nie dostało się wciąż tylko ludziom, którzy chyba z grubsza podzielają moje nastawienie do spotkań, ale mimo to efekt bywa różny. No to do dzieła. Czemu nierzadko tak ciężko cokolwiek z Was wyciągnąć? Czy trzeba zadać 10 pytań, żeby trafić na coś, o czym faktycznie chcecie porozmawiać? Czemu osoby spontanicznie nie chcą się dzielić swoimi przeżyciami czy przemyśleniami? Nic się u nich nie dzieje? To chyba nie warto żyć co? Ja, gdy coś zauważę, przeczytam, obejrzę, dokonam i wydaje mi się to wartościowe, od razu chciałbym się tym podzielić, aby inni też mieli szansę skorzystać/wypróbować/dowiedzieć się tego.

Czyli co, chodzi o to, żeby nagle od czapy powiedzieć „ej wiecie wczoraj kupiłem bułkę, a przedwczoraj chleb, fajnie nie?”. Jasny gwint, to byłoby nawet zabawne, ale… NIE. Tego pokroju czysto oznajmujące wypowiedzi również nie zyskują mojej aprobaty, ponieważ co tak naprawdę mnie interesuje co jadłeś na śniadanie, albo czy pojechałeś do pracy autobusem czy autem, o ile ta informacja nie służy czemuś. Przykładowo zasugerowaniu, że kupiłem bułkę, bo chleba nie było kolejny raz w południe w środę – czyżby w środę piekli mniej? A może więcej wykupują? Ale dlaczego? A może to zwykły przypadek? W ten sposób rozmowa dokądś może zmierzać. Przykład nie jest oczywiście mega fascynujący, ale właśnie dlatego jeszcze dobitniej pokazuje, że nawet z tak słabego tematu można starać się upiec coś zadowalającego bez intelektualnego zakalca.

Pod koniec jedna sugestia. Jeśli nie podoba Ci się styl rozmowy, temat, spróbuj wpłynąć na zmianę. Niepodjęcie decyzji czy bierność też jest decyzją. Tak działając dajesz wolną rękę innym osobom na zdominowanie kształtu konwersacji. Przykładowo mi, który powiedzmy po chwili ciszy, rzuci znów temat piłki nożnej (bo akurat pierwszy mi przyszedł do głowy) do kogoś kto wiem, że również będzie zainteresowany przewidzeniem jaki to klub wybierze finalnie Harry Kane w tym okienku transferowym. Ty za to wznosisz oczy ku górze, nie rozumiejąc jak można o tych kopaczach znowu wspominać, ale gdy miałeś szansę zaproponować swój temat, nie skorzystałeś z okazji.

Zakończę znanymi „mądrościami”:

  • Przy świątecznym stole nie rozmawiajmy o polityce. (ale 5 godzin komentować dania na stole to już okej?)
  • O gustach się nie dyskutuje (rozumiane dosłownie jako zniechęcenie do dyskusji, a nie jako do szanowania czyjegoś odmiennego gustu).

Ileż szkody w społeczeństwie poczyniły te dwa idiotyzmy powtarzane bezrefleksyjnie. O wszystkim można kulturalnie, rozsądnie dyskutować, a szczególnie o osobistych upodobaniach, kwestiach złożonych, nieoczywistych, budzących wątpliwości. A ostatecznie, jeśli ktoś zapyta Cię o sprawę, której naprawdę nie chcesz roztrząsać, wystarczy grzecznie to właśnie oznajmić i nic się nie dzieje.  

Życzę inspirujących przyszłych konwersacji, szacunku dla odmiennych poglądów i pamiętania, że wszyscy obecni w dyskusji ponosimy odpowiedzialność za jej kształt.

Aloha, Longer.

Dodaj komentarz