Zastanawiałem się ostatnio, dlaczego jako społeczeństwo staramy się jak najbardziej uprzykrzyć sobie codzienne życie w wielu obszarach. Boom, pierwsze zdanie i już w zasadzie udało mi się skrytykować każdego z Was – podręcznikowy start. Przy okazji czynem tym jednak wykazałem również przynależność do grona niszczycieli codziennego szczęścia, zatem tekst kieruję do wszystkich łącznie z sobą.
Ok ale do rzeczy, kilka przykładów na początek, aby wyraźnie przedstawić istotę i skalę problemu.
Przykład 1
Odwiedzam kolejną sieciówkę (sklep, stacja benzynowa, piekarnia etc.) i cóż? Zamiast zadowolenia z szybkiego nabycia poszukiwanych produktów, cieszę się to prawda, ale z faktu że nie mieszkam w USA i nie mam pozwolenia na broń, słysząc po raz setny: A może pączka? Ma pan kartę X? Mogę zaproponować nikomu niepotrzebny syf? Potwierdzenie? I tak dalej i tak dalej. Swoją drogą jak musi się czuć osoba powtarzająca jak robot te wmuszone jej kwestie?
Przykład 2
Włączam Youtube’a lub Spotify’a, aby posłuchać przez pewien czas muzyki. Co otrzymuję od nich? Wspaniałą kolekcję coraz częściej pojawiających się, irytujących reklam, które czasem mogę przełączyć po paru sekundach, a czasem nie.
Przykład 3
Stacjonarnie źle? (P1) To może w internecie szybko i sprawnie? A gdzie tam! Im droższa rzecz tym bardziej grzęznę w wielostopniowym procesie, gdzie na każdym poziomie czekają na mnie kolejne pułapki. I jeśli się spieszę, nie uważam lub czegoś po prostu nie rozumiem, mogę skończyć z dodatkowym ubezpieczeniem, akcesoriami, albo przypadkowo wypożyczonym samochodem lub pierwszeństwem wejścia na pokład. Nie zapominajmy również o koniecznym długim studiowaniu opisów, często tak skonstruowanych, aby sugerowały coś, czego produkt nie posiada lub ukrywały istotne dla nabywcy dane.
Przykład 4
To może stacjonarnie, ale bezobsługowo np. w sieciach znanych fast foodów? Też klapa. Po wybraniu produktów mógłby się pojawić przycisk „to wszystko i płacę”. No gdzie tam, nie ma tak łatwo, muszę się przebijać przez kolejne denerwujące etapy, bo a nuż dam się złapać i skusić na dodatkowy boczek, albo inny chłam.
Przykład 5
Zasadniczo przed zakupem chcę dowiedzieć się czegoś więcej o mocnych i słabych stronach sprzętu jaki zamierzam kupić. Od producenta się nie dowiem, więc słucham blogerów/vlogerów. Idealnie? Wiadomo, że nie. Przecież większość z nich w ten czy inny sposób uzyskuje korzyści od producenta testowanego przez nich sprzętu. Zatem znalezienie obiektywnego testera jest znów uciążliwe, a co najlepsze, póki odpowiedniej wiedzy nie nabędziesz, prawie niemożliwe. Zatem albo olewasz sprawę, albo przebijasz się przykładowo przez kolejne wątki na forach, aby tę wiedzę zdobyć.
Przykład 6
Na koniec jeszcze raz internet. Wchodzę pierwszy raz na dowolną stronę internetową i co? Znów ciężary. Muszę potwierdzić ciasteczka, czasem coś jeszcze (nikt przecież i tak już tego nie czyta), zamknąć jakiś baner, który przedarł się przez moją barierę antyreklamową i… okazuje się, że nie tego szukam. Kolejna strona i ten sam cyrk i wciąż i wciąż…
Starczy już tych żalów? Niestety nie, ale tym razem już błyskawicznie, obiecuję. W drugiej grupie przykładów chciałbym ukazać hipokryzję naszych działań. A zatem:
Przykład 7 – hipokryzja
- Niby wkurzam się na reklamy w telewizji, internecie, aplikacjach, ale gdy zakładam własną stronę, bloga, kanał YT to narypie tego szajzu tyle ile się da.
- A gdy załatwiam jakąś sprawę np. w urzędzie, to pieklę się „Co tak wolno?”, „Ile dni??”. Tyle, że gdy szef nie patrzy to przecież nie pracuję, a jak mam home office no to już w ogóle pozdro i netflix.
- W sklepach od doradców/sprzedawców rzadko się czegoś istotnego dowiem o produkcie, tylko wszystko „świeżutkie, git, sztosik” – cokolwiek aby tylko sprzedać – no krew zalewa. Lecz gdy ja komuś naściemniam, a on to kupi, nooo to jest klasa, szacun na dzielni i prowizja wpada (z tych poważniejszych np. niepotrzebne ubezpieczenie, ryzykowny kredyt itd)
Myślę, że czujecie, o co chodzi. Oczywiście – kasa, kasa, kasa, odpowiadając na moje początkowe pytanie. W takim razie postawię inne. Co musi się zdarzyć, żebyśmy tworzyli usługi, produkty, schematy pracy i zachowań mające faktycznie jak najlepiej służyć dobru klienta, a nie tylko zarabianiu pieniędzy? Czy w ogóle będzie to możliwe w obecnym systemie gospodarczym? Nie znam niestety odpowiedzi na te pytania, ale wiem, że najgorsze to wmawiać sobie „tak już jest”, „nic się przecież nie da z tym zrobić”. Wierzę, że jako społeczeństwo posiadamy wielką moc. Naszymi działaniami i postawami oddolnie możemy doprowadzić do wielu zmian. Wystarczy, aby każdy zaczął od przyjrzenia się sobie i rozważenia czy nie przyczynia się w jednej sferze życia do tego samego, co irytuje go w innej. Od zastanowienia się czy myślenie tylko o własnych korzyściach, nie obraca się ostatecznie przeciwko nam i przynosi patrząc szerzej, efektywnie mniejsze korzyści jednostce. Kończąc na przypomnieniu sobie, że każdy z nas jest chcąc czy nie chcąc częścią społeczeństwa, któremu jeśli szkodzi, to może nie zawsze bezpośrednio, ale w dłuższej perspektywie szkodzi też i sobie.
I tak zdaje sobie sprawę, iż za wiele z tych problemów odpowiedzialność ponosi głównie niewielka grupa osób tworzących przepisy lub zarządzających firmami, a nie zwykłych pracowników, ale… miejmy to już za sobą… czy chcemy być współczesną, korporacyjną odmianą szeregowych nazistów? Okej, kapkę przesadziłem, co nie zmienia faktu, iż niezależnie od skali i ciężaru sprawy niezbyt dobrze jest być bezrefleksyjnym konformistą, umywającym ręce.
Menedżer każe mi sprzedawać kradzione, albo uszkodzone produkty; irytować klientów, podpuszczać ich? No trudno, to jego wina, a poza tym wszyscy tak robią, inaczej stracę pracę etc. Ehh. Rozumiem, ale nie zawsze trzeba iść na całość, można zareagować delikatniej, powiedzieć chociażby szefowi, że nie uważam, iż sprzedawanie telefonów po naprawie jako nowych to dobry pomysł i tyle, kropka. Jeśli co drugi pracownik wypowie się podobnie, kto wie czy coś się nie zmieni. Jeśli nic to nie da, można wykonać następny krok itd.
A wróćmy do tej denerwującej Cię strony z reklamami. Możesz na nią nie wchodzić? Zrób to. Jak tylko strona każe mi wyłączyć adblocka opuszczam ją i już na nią nie wracam, jeśli mam alternatywę. Może niedługo ruch im spadnie i wycofają się z tego nakazu.
Działanie każdego z nas ma znaczenie, naprawdę! Możemy niechlubne procedery nagłaśniać, możemy indywidualnie lub w zorganizowany sposób wyrażać naszą dezaprobatę względem złych czy irytujących nas praktyk stosowanych przez firmy. Może się szybko okazać, iż taka praktyka mimo, że teoretycznie profitowa, jest nieskuteczna i firma zyska więcej klientów w związku z ułatwieniami dla nich wprowadzonymi, związanymi z pozbyciem się pewnych uciążliwych procedur. Tak samo zresztą rzecz ma się z reakcjami na otrzymany zły produkt, na złą usługę czy też generalnie na złe zachowanie. Zwracajmy uwagę, reagujmy, ale kulturalnie. To jednak temat na oddzielny wpis.
Podsumowując. Miałem sen. Sen, w którym cywilizacja zupełnie taka jak nasza, o poziomie technologicznym dokładnie takim jak nasz, wykorzystywała postęp do polepszania jakości życia wszystkich, a nie do napychania kabz nielicznych i uprzykrzania codzienności wykorzystywanej reszcie. Czy udało jej się przetrwać? Niestety ze snu wyrwał mnie telefon: „Chciałabym zaprosić pana za zupełnie darmowy pokaz badziewia…”.
Epickości!
Longer